MIT TON festiwal,
to nowa odsłona projektu, z dziesięcioletnią tradycją, znanego dotychczas jako TEN TON. Tegoroczny festiwal jest drugim pod nową nazwa, a dwunastym od początku istnienia. Jego celem jest przypomnienie, uaktualnienie i promocja najlepszych wzorców polskiego repertuaru.
Patronami kolejnych spotkań wokalnych byli: dwukrotnie Jacek Cygan, Marek Dutkiewicz, Seweryn Krajewski, Jarosław Kukulski, Maryla Rodowicz, Grażyna Łobaszewska, Mieczysław Szcześniak, Ewa Bem, Wojciech Młynarski i Katarzyna Gartner.
Podczas tegorocznego festiwalu odkryjemy piosenki – Czesława Niemena. Są one doskonałą propozycją repertuarową dla młodzieży, która zajmuje się śpiewaniem i muzykowaniem. Dorożkarniowy festiwal wskazuje taką możliwość, inspiruje młodych do pracy nad materiałem – niebanalnym, pięknym, mądrym i szlachetnym… i co ważne, rodzimym. W tym roku po raz pierwszy ostateczny wybór patrona przeprowadzony został w formie plebiscytu na fanpage festiwalu na Facebooku.
CZESŁAW NIEMEN
uznawany za twórcę wszech czasów, jeden z najpopularniejszych, najbardziej rozpoznawalnych, oryginalnych i wpływowych artystów XX wieku.
Miał szansę na światową karierę. Ale nie chciał. Kiedyś zapytałam go – dlaczego? Odpowiedział: „Światowa kariera jest dla ludzi nieskromnych. Zbyt wiele wymagających od życia w sensie materialnym… Wyobraźmy sobie jednak, że zrobiłem karierę w Ameryce tak, jak próbowałem. I teraz siedzę w jakiejś koszmarnej willi w Beverly Hills. Mam dużo pieniędzy, nie wiem, co z tym robić. Moim zdaniem, byłoby to przerażająco nudne.” Ciekawiej jest w willi na Żoliborzu? – zapytałam. A Czesław na to: „Tu jest moje miejsce, dziwny i piękny świat… Moją ambicją jest zostać sobą.” I to mu się zdecydowanie udało. Nigdy nie robił niczego pod publiczkę. „Dziwny jest ten świat” – jeden z pierwszych świadomych tekstów, napisał po próbie zrobienia kariery w Paryżu, bo ciągle miał do czynienia z bezinteresowną zawiścią i nietolerancją. Oglądałam premierę „Dziwnego świata” na festiwalu w Opolu w 1967 roku. Siedziałam przed telewizorem jak zahipnotyzowana. Nikt przedtem tak nie śpiewał. Wiedziałam, że rodzi się gwiazda.
Po latach go poznałam. Miał niewiele z gwiazdy. Skromny, dowcipny, autoironiczny. Bardzo nieufny wobec dziennikarzy. Miał takie powiedzenie: „Awangarda nie zna litości” i nim usprawiedliwiał swoje muzyczne eksperymenty. Nie lubił śpiewać na koncertach swoich starych przebojów. Kochał Małgosię, córki, swój dom na Żoliborzu… Myślę, że byłby szczęśliwy, słysząc, jak młodzi śpiewają jego piosenki.
Maria Szabłowska